wtorek, 8 grudnia 2015

Czekolada

W zasadzie nie lubię brązów. Nigdy za nimi nie przepadałam, są zbyt dalekie od ukochanych pasteli. Rzeczy w kolorze brązowym nie cieszyły się nigdy popularnością w moich oczach. Z jednym wyjątkiem: sukienka mojej mamy. Pamiętam jak przez sen, moment jej zakupu. Pamiętam, kiedy moja mama ją ubierała (a rzadkie to były chwile, bo sukienka była raczej na większe wyjścia, a na takie zwykle brakowało czasu) i stawała się w moich oczach boginią, najważniejszą i najpiękniejszą ze wszystkich kobiet. Pamiętam również jak wedle mojej - dziecka - opinii była wówczas piękniejsza od tych wszystkich miss pokazywanych w telewizji. Jak byłam dumna z mojej mamy, że mam taką ładną.
Pamiętam również jak bardzo chciałam być wróżką właśnie w tej sukience. Na bal przebierańców z okazji Świąt Bożego Narodzenia do tej sukienki mama zrobiła dla mnie z tektury brązowy kapelusz - stożek z wierzchu którego wyłaniała się lekka jak mgła brązowa apaszka. Pożyczyła mi tę sukienkę, sukienka sięgała mi do kostek - no i fajnie, wróżki przecież mają takie długie suknie. Pamiętam jak czułam się wówczas wyjątkowo. Cała w brązach, których nie lubiłam. A jednak....

przecież moja mama tak pięknie wyglądała.
W moich wspomnieniach ta brązowa sukienka jest bez wad. Nawet nielubiany kolor mi nie przeszkadza. Myślę, że naszyjnik świetnie pasowałby do tej sukienki. Kojarzy mi się z mamą.





A poza tą sukienką z brązowych rzeczy bezcenną wydaje się być dla mnie gorąca czekolada.

Pozdrawiam

Ogee

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Znów błękity

Bardzo lubię różowości i fiolety, ale dla wielbicieli/wielbicielek niebieskiego też coś przygotowałam. Mimo iż niebieski - zestaw zdaje się jednak być nieco romantyczny. No... i jeszcze to serduszko...






Pozdrawiam

Ogee

sobota, 5 grudnia 2015

Nowy komplet - z grzechotką

Tym razem coś nowego: gryzak doposażony został w grzechotkę. Czyli wydaje dźwięki.






Naszyjnik z dużym kwiatkiem - również dla urozmaicenia ;)

Pozdrawiam

Ogee

czwartek, 3 grudnia 2015

Beż

Bardzo, ale to bardzo bardzo stonowany naszyjnik i gryzak. To raczej dla nadpobudliwego dzieciątka, myślę, że kolory na pewno nie będą rozdrażniały:







Pozdrawiam

Ogee

wtorek, 1 grudnia 2015

Fiolet i seledyn

Takie oto zestawienie przyszło mi do głowy. Pastele, może niezbyt mocno rzucające się w oczy, za to łagodne i "czyste":






Pozdrawiam

Ogee


O naszyjnikach

W życiu większości chyba kobiet nadchodzi kiedyś taki okres, który nazwać by można "pragnieniem macierzyństwa". Nie ominął on i mnie. Matką chciałam być odkąd pamiętam, ale w pewnym momencie zaczęłam o tym myśleć całkiem serio. Włączając w to planowanie jak będzie to moje macierzyństwo wyglądało.

Zanim matką zostałam wiedziałam tylko jedno: chciałam swoje dzieci karmić piersią. Później, już kiedy byłam w ciąży, sprecyzowałam swoje plany, doszło do nich m.in. noszenie dziecka w chuście.

Karmienie piersią okazało się jednak niełatwym zadaniem. Nie uczono mnie tego w szkole, nie pokazano mi w życiu. Myślałam, a  nawet byłam stuprocentowo pewna, że wyjdzie samo. A jak nie wyjdzie to pielęgniarki pokażą. Otóż nie wyszło samo, pielęgniarki pokazały, owszem, jak zrujnować długie karmienie zalecając jako lek na wszelkie zło cudne silikonowe kapturki.

Karmienie pierwszego dziecka, mimo iż trwało ponad pół roku, określam jako totalną klapę, która jednak wiele mnie nauczyła. Wiedziałam, że na jednym dziecku nie poprzestanę, choć syn był tak absorbujący, że ponowną ciążę odwlekałam w czasie, jako coś niewykonalnego w danym momencie. W końcu jednak nadszedł odpowiedni czas i los obdarował nas córką. Już w ciąży przygotowałam się do karmienia. Wiedziałam - tak mi się zdawało - jakich błędów nie popełniać. Miałam receptę na wszystko.

Okazało się jednak, że nie na wszystko, mimo swojej uciążliwości dla pielęgniarek i mimo ich pochwał okazało się, że córka źle chwyta pierś, sprawiając mi z każdym karmieniem coraz potworniejszy ból. Karmić prawidłowo nauczyłam się...... z internetu.

Jakaż była moja radość, kiedy skorygowałam przystawianie do piersi i po 3-4 tygodniach okazało się, że ani mnie nic nie boli, ani nie jest to uciążliwe a córka w ciągu miesiąca powiększyła się o dodatkowy kilogram. Triumfowałam!!!

Do czasu jednak, bo około 3-4 miesiąca życia dziecka nie dało się nakarmić. Córka rozglądała się na boki, szarpała, denerwowała się, szybko kończyła, za chwilę była podenerwowana z głodu. Wszędzie czytałam: "taki wiek", "ciekawość świata wzrasta", itd itp. Nigdzie natomiast nie znalazłam porady jak sobie ułatwić. Karmienie w ciszy, nawet przy zgaszonym świetle aby wykluczyć bodźce - niewiele pomagało.

Ułatwienie znalazłam na forach i stronach zagranicznych. Już wiem, dlaczego kobiety w mniej ucywilizowanych plemionach noszą na szyjach wielkie korale i inne ozdoby. Nie tylko dla urody. Ten mały detal przykuwa uwagę karmionego wierciuszka i pomaga mu spożyć posiłek w spokoju. Dziecku twarz matki już się znudziła, rączki ma coraz sprawniejsze, chwyta więc taką ozdobę i próbuje ją poznać.

W tym właśnie celu zrobilam swój pierwszy szydełkowy naszyjnik. Miał misiaczka jako wisior, teraz jest elementem biżuterii mojej córki. W swoim czasie zdobił mój dekolt i przykuwał uwagę kruszyny.

Naszyjniki, które robię są z nielakierowanych drewnianych kulek oraz z bawełnianych nici. Są to naturalne materiały. Używam takich dlatego, iż wydają mi się zdrowsze i bezpieczniejsze dla dziecka. Ponadto stanowią dodatkowe bodźce dla maluchów, które biorą wszystko do buzi i tym sposobem poznają świat. Naszyjniki świetnie sprawdzają się także jako obiekt zainteresowań malucha noszonego w chuście z przodu.

Moim zdaniem - fajna rzecz. Dlatego robię je bez opamiętania.

Pozdrawiam

Ogee

poniedziałek, 30 listopada 2015

Stalowo

Tym razem szarości podkreślone jedną soczyście czerwoną kulką.
Chciałam coś więcej napisać o naszyjnikach, ale..... padam....







Pozdrawiam

Ogee